poniedziałek, 5 września 2011

Muwi

Nazwa kategorii przyszła do głowy dzięki utworowi SOFY.
Chciałem dać "Mułwi", no ale trzeba być wiernym oryginałowi.

Ołrajt, do rzeczy. Drugie miejsce wędruje dla dokumentu o rozwiązłej nazwie "Beats, Rhymes and Life: The Travels of A Tribe Called Quest". Chyba nie muszę już mówić o co cho dokładniej. Nic nie słyszałem w Polsce o tym filmie, w powinienem był, oj powinienem był... Fajo biegał z kamerą za Q-Tip'em oraz Phife Dawg'iem i wyszło całkiem dobre uwiecznienie historii. Jak moje praprawnuki pójdą studiować hip-hop, na historii pierdolonych klasyków film ten będzie z pewnością obecny.
Są znani ludzie ze środowiska wypowiadający się nt. ATCQ (Pharrell ze swoją pyszną pysznością  która została pozytywnie wykorzystana na przykład), są chwile poważne, są chwile wzruszające, są i chwile, gdzie jest beka. Musisz to obejrzeć.

Miejsce pierwsze wędruje do filmu, który jest bardziej piękną laurką dla street-artu i głupoty popkultury niż hip-hopu, lecz graffiti to jeden z czterech elementów, rajt (+ takie sztosy w kinematografii ogólnie pojmowanej są rzadkością, rozumiesz to?)? O tym filmie słyszałem akurat w Polsce odpowiednio wiele. Nominacja do Oscara to dla niego jednak zdecydowanie za mało. Banksy'emu należy się więcej za ten reżyserski dryg. "Wyjście przez sklep z pamiątkami" weszło z buta. Ba, z buta wjechało.

Trailer nie pokazuje potencjału, jaki drzemie w filmie, ale trailer to tylko gra pozorów i możesz to kminić albo być niedostępnym jak crack w Opolu.
To tyle co do "Muwi" Ełerd. A, przypomniało mi się coś. Życzyłbym sobie w przyszłym roku przyznania nagrody filmowi o polskim hip-hopie (może "Jesteś Bogiem" albo jakaś hollywoodzka produkcja?).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz